Zdecydowałyśmy spotkać się z Darią w przestrzeni, którą najbardziej lubi – w plenerze. To najlepsze miejsce do sesji i wykonywania wspaniałych zdjęć. Powodem naszego spotkania tym razem jednak nie były zdjęcia. W tym urodziwym, sołackim parku postanowiłyśmy przeprowadzić z Darią wywiad.
Jak pracuje kobieca – fotografka i jaki ma sposób na swoją twórczość? Polecamy zaparzać ulubioną herbatę i zrobić sobie chwilę na ciekawą lekturę.
Darię Olzacką poznałyśmy na spotkaniach Rozwijalni Kobiet, organizowanych przez Anię Diller. Zwróciłyśmy uwagę, w jaki sposób Daria fotografowała znajdujące się na spotkaniu kobiety. Tak trafnie potrafiła uchwycić ich miny zadziwienia, skupienie oraz beztroski śmiech. Wielce zainteresowało nas, jak ta uważna, nieco nieśmiałą blondynka to robi 🙂
SENSES HILL: Wielu ludzi uważa, że zdjęcia może robić każdy. Podzielasz ten pogląd?
Daria Olzacka: Tak. Zdecydowanie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Kwestia tego, ile czasu w to zainwestujesz, jakie są Twoje relacje z obiektem fotografii, człowiekiem, przedmiotem i stopień uważności na otaczający Cię świat.
Jeśli jest coś, co kochasz fotografować i poćwiczysz, to tylko kwestia czasu, aż będzie tak, jak chcesz. U mnie się to sprawdziło, więc chyba działa (uśmiech).
SH: Skąd wzięła się pasja do fotografii?
D: Hmmm… (zamyślona) chyba była od zawsze. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam, że byłam marzycielką, totalną! Jak szalona szyłam ubranka dla lalek, rysowałam, przesiadywałam w lesie gdzie mogłam „spotkać” wróżki elfy i inne cuda. Niedawno jedna dziewczynka powiedziała, że wyglądam jak Elza z „Krainy lodu” (śmiech) Więc chyba coś w tym jest.
Na pierwszą komunię od wujka – pasjonata dostałam aparat fotograficzny. Postanowiłam wsiąść na rower i w plenerze skorzystać z prezentu. Okazało się, że tego dnia na 36 klatkowej kliszy zrobiłam milion zdjęć nie mając świadomości ograniczeń tego pudełeczka.
Myślę, że ten aparat, który dał mi wujek był początkiem drogi. Dostałam narzędzie i zaczęłam rozwijać coś pięknego.Ta wielka pasja porwała mnie wtedy i nie puściła do dziś
SH: Pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie, o którym pomyślałaś: „wow! to jest to!”
D: Tak, to moje pierwsze zdjęcia. Śliczna kuzynka w czerwonej sukience na komunii. Pierwsze zdjęcie kwiatów archaiczną cyfrówką brata. To były szafirowe irysy. Te zdjęcia nie miały prawa wyjść! Z całej kliszy wyszły tylko 3 zdjęcia. Właśnie te. Niezwykłe, prawda?
Potem, gdy miałam już lustrzankę, pamiętam pierwsze foty jednego noworodka. Biały kocyk, scena w ogrodzie. To było ponad pół mojego życia temu. Te obrazy mam nadal w swojej pamięci (uśmiech rozmarzenia)
SH: Pierwszym aparatem fotografowałaś to, co akurat wpadło Ci w oko. Więc dlaczego właśnie portret? Skąd pomysł na taką konwencję?
D: Chyba wolę pytanie: „dlaczego kobieta i to co ją otacza?”. Bo jest mi to najbliższe. Bo sama nią jestem. Jestem mamą ,żoną. Po urodzeniu dzieci zaczęłam jeszcze mocniej odczuwać magię związaną z mocą, jaką posiadamy [kobiety] w każdym wymiarze tego słowa. Jakie dla nas ważne jest bycie w równowadze, pokazywanie światu, że nasze wytwory- np. świece, które produkujecie – ubrania, torebki, czy biznes, który stworzyłyśmy są o nas. Te wytwory są naszą częścią i to my i serce, które we wszytsko wkładamy, a nie klient są jego osią. To mam zaszczyt fotografować.
SH: Mówisz o mocy kobiet, ich zaangażowaniu. Gdzie tę kobiecość najlepiej uchwycić? W studio czy plenerze? Jaka przestrzeń jest najlepsza dla modela/ modelki?
D: Studiem jest dla mnie świat! Na chwilę obecną nie lubię / nie chcę się zamykać w studio. Najpotężniejszą z moich inspiracji jest chwila obecna i gra światła. Lubię je łapać, a nie sztucznie kreować. Choć jeśli klient i specyfika produktu tego wymaga, zamykamy się w czterech ścianach z lampami, softboxami. Najchętniej fotografuję pod niebem, ale jeśli warunki nie sprzyjają mam kilka zaprzyjaźnionych przestrzeni z charakterem i duszą pod dachem (tajemniczy uśmiech)
SH: Powiesz więcej na temat tych inspiracji?
D: Inspirują mnie miejsca, w których bywam, książki poruszające wyobraźnię, filmy, rozmowy, świat. To dość nieuchwytne, ale czasem dzieje się samo. Najbardziej jednak szukam inspiracji w ludziach i ich potrzebach. Lubię wymagających klientów, którzy podzielają moje widzenie świata. Przychodzą też osoby i mówią: „Stwórzmy coś razem”, lub „Zdajemy się na Ciebie”. To jest dla mnie bardzo budujące.
W każdym przypadku kluczowe jest dla mnie poznanie człowieka, którego – lub dla którego – fotografuję. Poznanie jego oczekiwań, wizji świata.
Myślę, że ciężko byłoby mi fotografować rzecz/osobę, która ze mną nie rezonuje i nie wiem czy podjęłabym się tego przedsięwzięcia. Na szczęście nie mam takich dylematów! (śmiech) Świetnie działa u mnie rynek poleceń i moi superpozytywni klienci polecają mnie takim właśnie swoim znajomym.
SH: Powiedziałaś wcześniej, że jesteś żoną, matką. Jak godzisz te role z rolą artystki – fotografki?
D: To nie do końca jeszcze wychodzi mi dobrze. Najlepiej sprawdza się schemat „blokowy”, kiedy jestem z dziećmi to na 100 procent. Później następuje blok „praca” i tak na zmianę. Często te role się zazębiają. np. Będąc na randce (tak, będąc żoną chodzę nadal na randki 🙂 ) czy w kinie, film staje się inspiracją do sesji foto. Jest też tendencja odwrotna. Moi klienci zostają w moim świecie jako znajomi, z którymi chętnie spędzam czas.
SH: Fotografka przypomina nieco kosmetyczkę albo lekarza. Trzeba się po prostu oddać w czyjeś ręce i zaufać. Jak budujesz zaufanie z kobietami, które są nieśmiałe i pełne obaw?
Jaka jest Twoja rola jako fotografki?
D: Jak buduję zaufanie? Szybko! (śmiech) Nie potrafię tego określić, ale mam w sobie coś takiego, co zostawia w tyle wszelkie blokady, kompleksy, problemy z niezrozumieniem siebie. Skupiam się zawsze na pięknie, którego ZAWSZE jest pełno w każdym człowieku. Być może to też bezwarunkowa akceptacja. Jeśli przychodzi do mnie na sesję dziewczyna i mówi, że nie lubi np. swojego nosa, to ja nie mówię jej „Przestań, przesadzasz” tylko „Ok” Każdy ma coś swojego, co nie do końca akceptuje w sobie. Cały czas poszerzam swoje umiejętności na warsztatach i zlotach fotograficznych. Tam stykam się z przedziwnym zjawiskiem. Bardzo często słyszę od fotomodelek, o ciałach, których pożądać może cała ludzkość, że wyglądają źle, mimo wszystko są baaaardzo niezadowolone ze swojego wyglądu.
SH: No dobrze, a jak przygotowujesz się do pracy? Sesja przypomina nieco wywiad. Zanim zacznie się właściwą część, fajnie nawiązać jakąś wstępną sympatyczną rozmowę. Z fotografią jest podobnie. Jak szybko sięgasz po aparat?
D: W czasie sesji po 123 sekundach (śmiech) Żartuję. Faktycznie, od razu mówię też klientce, zwłaszcza takiej zestresowanej, że im wcześniej się oswoi i znudzi stresowaniem, tym prędzej powstaną zdjęcia po jakie przyszła. Tylko, że ja nigdy nie robię sesji osobom z ulicy. Przed sesją spotykam się, dłużej rozmawiam lub jeśli to sesja-prezent wypytuję osobę obdarowującą, jakim osoba obdarowywana jest człowiekiem, a dopiero później w czasie ustalania terminu sesji dodatkowo rozmawiam z nią sam na sam. Poza tym 95 procent moich klientek to dziewczyny, które trafiają do mnie z polecenia koleżanek, więc wiedzą jakiej mnie mogą się spodziewać (śmiech).
SH: Jak myślisz, czego ludzie oczekują od fotografa ?
D: Hmmm… wiem czego ja oczekuję od moich klientek. I to chyba działa w dwie strony. Kluczowe jest zadbanie o siebie i swoje potrzeby, a nie o cały świat wokół. Ważne jest zaangażowania w przygotowanie się do sesji, zapytanie się siebie czego chcę, świadomości, że jest się współodpowiedzialną za wynik sesji. Na szczęście to się nie zdarza, ale nie wyobrażam sobie sesji gdzie dziewczyna przez cały czas trwania zdjęć, by powtarzała jaka jest brzydka. Po obgadaniu na starcie naszych kompleksów, cudownie szybko to znika i po sesji bardzo często widzę jak zmienia się sylwetka, a światło w oczach modelki już nie tylko miga, ale lśni! Hmmm… chyba zarażam miłością do siebie (uśmiech).
Ludzie oczekują ciekawie spędzonego czasu, rozmów, które zmieniają także mnie. Uwielbiam tę cudowną przemianę z niepewnej dziewczyny w piękną, sexi, uśmiechniętą, silną kobietę. To się dzieje i uwielbiam to. Mam wrażenie, że dzięki naszym sesjom świat odrobinę się zmienia. Przychodzą do mnie tak niesamowicie mądre i cudowne kobiety, każda z nich ma swoją historię, która mnie czegoś uczy i ubogaca…
Nie wiem czego klientki oczekują od innych fotografów. Wiem, że ode mnie tego, czego ja od nich. A w przypadku sesji biznesowych oczekują dodatkowo wysłuchania oraz przełożenia tego wszystkiego, co oferują światu, swojego biznesu, zaangażowania, motywacji na język fotografii, w unikatowy, bardzo indywidualny sposób.
SH: Wolisz spontaniczne czy pozowane zdjęcia?
D: Wolę miksy. Sesje biznesowe, sensualne, plenery ślubne najczęściej powstają pod wpływem inspiracji miejscami, w których jesteśmy i rozmów o potrzebach. Patrzę na światło i w to wkomponowuję modelkę.
Sesje rodzinne to najczęściej mieszanka pozowanych zdjęć i nieskrępowanej radości, kreatywności dzieci. Pamiętam taką sytuację kilka lat temu. Miałam przygotowane stylizacje, miejsca, miałam PLAN i… przyszła 2 letnia Alicja. „Ustawiła” całą sesję, która wyszła supernaturalnie i absolutnie pięknie i… całkowicie inaczej niż planowałam.
Teraz idąc na sesję rodzinną mam jakieś „klasyki” w głowie, ale też mam pełną zgodę i otwartość na to, co się wydarzy. To jest najfajniejsze! Na przykład wczoraj, najlepsze ujęcia powstały, kiedy mała Zuzia zobaczyła fontanny i nie zawahała się ich użyć (śmiech).
SH: Gdy tak Ciebie słucham, wydaje się, że praca fotografa jest lekka i przyjemna. Wystarczy nacisnąć przycisk i już mamy zdjęcie. A jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Ile czasu spędzasz przy jednej fotografii, zanim będzie gotowa?
D: To zdecydowanie przyjemna pasja – przepraszam – praca (śmiech). Z mojej perspektywy wygląda to tak, że akurat w tym roku moje ulubione „zdjęcie lata” powstało w zasadzie właśnie tak. Zagrało wszystko!: entuzjastyczna dziewczyna, idealny klimat i światło! – nacisnęłam przyciski i buum. Nie spodziewałam się takiego efektu.
Ale to nie zdarza się zawsze. Zdecydowanie znacznie częściej na przygotowanych sesjach biznesowych, gdzie współpracuje ze mną stylistka, wizażystka i fryzjerka Historie fascynacji możliwościami photoshopa są już dawno za mną (śmiech). Coraz rzadziej przerabiam. Kiedyś, gdy się uczyłam, to robiłam takie cuda, ale zdarzało się tak, że modelki wyglądały jak nie one.
Tak naprawdę pojedyncza fotografia zajmuje mi z każdym rokiem coraz mniej czasu. W moim przypadku to przyjemna praca. W czasie sesji kompletnie przełączam się w tryb spotkaniowy. Podczas rozmowy intuicyjnie wiem, kiedy nacisnąć spust migawki – np. idziemy alejką, rozmawiamy, a ja nagle mówię „tutaj” i klik. Uwielbiam takie ujęcia.
Ale powstanie tej jednej fotografii wiąże się z setkami godzin nauki, inwestowaniem swojego czasu i pieniędzy w sprzęt, kursy, dokładnie dobrane pod moje fotograficzne działania i zloty fotograficzne odbywające się nieraz bardzo daleko od mojego miejsca zamieszkania. To godziny spędzone nad planowaniem miejsc i stylizacji, rozmowy przed sesją i selekcja zdjęć po niej. Na zdjęciach nie widać tych przygotowań, widać tylko efekt.
SH: Czy masz jakieś wskazówki przed sesją dla swoich modelek ?
D: Tak. Bardzo angażuję się w sesję. Robię zdjęcia również dla siebie. To moje prace i bardzo chcę żeby efekt końcowy był dla mnie zadowalający.
Moje klientki mają tego pełną świadomość. Jeśli chodzi o porady to są takie małe przypominajki- zadbaj o swój komfort przed sesją: wyśpij się, zjedz coś, co da Ci energię. Jeśli potrzebujesz, przejdź się do kosmetyczki, podetnij grzywkę, zadbaj o dłonie, paznokcie i bieliznę, która podkreśli, a nie zdeformuje Twoją sylwetkę.
Przed większymi sesjami biznesowymi dziewczyny mają spotkanie ze stylistką, która czuwa nad ich nienagannym wizerunkiem.
SH: Masz może jakiś pomysł, w jaki sposób opisałabyś swoje prace komuś, kto nigdy ich nie widział?
D: Pełne życia! To dla mnie kluczowy aspekt. Sesje czasem są diametralnie różne, ale dziką, leśną, zmysłową buduarową, biznesową czy nawet modową sesję ma charakteryzować błysk w oczach, który mówi jestem tu, gdzie chcę być i jestem tym kim chcę być.
SH: Krótko i na temat. Fantastycznie! Powiedz nam, gdzie możemy zobaczyć Twoje prace?
D: Chciałam powiedzieć, że już wkrótce na stronie www.dariaolzacka.pl ale prace nad nią trwają już od tak dawna, że nie gwarantuję kiedy nastąpi finalizacja. Nie mam przestrzeni, żeby dać temu tematowi wystarczającą uwagę.
Jako „Daria Olzacka Fotografka” jestem na FB i Insta, gdzie zapraszam. Jeśli ktoś chciałaby zobaczyć moje portfolio w formie papierowej, posiadam takie. Najczęściej po sesjach dziewczyny otrzymują swoje zdjęcia, a ja wywołuję dla siebie kilka odbitek. Nie dotyczy to sesji aktowych i w bieliźnie, które są na całkowitą wyłączność klientki Musimy szanować swoją prywatność.
SH: Gdybyś miała coś poradzić innym osobom marzącym o fotografii, co by to było?
D: Może to zabrzmi tendencyjnie, ale.. „rób to, co kochasz”, ale nastaw się, że poza nielicznymi wyjątkami to zajmie baaardzo duuuużo czasu. Tylko i aż tyle. No i może „nie rzucaj wszystkiego skacząc na głęboką wodę, bo może być na starcie trochę niewygodnie”. Choć pewnie to też zależy od charakteru osoby. Niektórym dobrze robią ryzykowne wyzwania.
SH: A tak na zakończenie, czego życzyć fotografce?
D: Hmmmm… Moje największe marzenie właśnie się spełniło. Jako mól książkowy marzyłam, żeby moje zdjęcie było na okładce jakiejś wartościowej książki. 22 sierpnia pojawi się książka „Prosto i uważnie na co dzień. Wybierz najlepsze, z reszty zrezygnuj”. Autorką jest Aga Krzyżanowska, osoba o pięknej duszy, autorka bloga „Agnes on the cloud„. Ta współpraca zostawiła piękny ślad.
A czego jeszcze życzyć ? (zamyślenie) Może zwykłego „niech trwa”, takich inspirujących ludzi, jak do tej pory i więcej okazji do „służbowych podróży” w jeszcze dalsze zakątki świata.
SH: Dziękujemy Ci serdecznie za tak piękną i inspirującą rozmowę. Oby marzenia się spełniały, a Twoje zdjęcia częściej trafiały na nasze ręce.
A może Ty miałabyś ochotę poznać Darię i skorzystać z jej kobiecych sesji? Umów się z nią bezpośrednio albo wpadnij na spotkanie Rozwijalni już za miesiąc.